Pogoda jak na razie dopisuje, upałów nie ma ale deszczy też więc jest o.k.
Obiecałam sobie, że nie pojedziemy do Western City ale i tak tam wpadliśmy - w niedzielę - akurat była przedstawiana scenka z napadu na bank - nawet złodzieje 2 razy chcieli odebrać mi i męzowi torbę - ale się uparli, była prawdziwa strzelanina z szeryfem na koniu i bronią palną na kapiszony takie, że po wystrzałach zapach - każdemu dobrze znany - i dym unosiły się na odległość conajmniej 10 metrów czuliśmy się jak na prawdziwym dzikim zachodzie, tym razem nie żałuję że tam pojechaliśmy bo mamy też i my z mężem pamiątkę - wspólne zdjęcie w strojach kowbojskich z bronią i w kapeluszach, jeszcze planuję zakupić w westernowej drukarni list gończy z wizerunkiem całej rodzinki :)
Wczoraj byliśmy w Szklarskiej Porębie na wodospadzie Szklarki i na zamku Chocha - musieliśmy zahaczyć o zamkową restaurację bo byliśmy głodni jak wilki więc z żoną szwagra zamówiłyśmy sobie po filecie Zamkowej Dziewki - nie czytać przypadkiem "z zamkowej dziewki czy też dziwki" bo tacy też się zdażali i było dużo śmiechu, a syn zjadł Zamkowego Duszka w tym czasie mąż ze szwagrem zwiedzali zamek:) W drodze do Karpacza przejechaliśmy przez rynek Lubomierza w którym kręceno Samych Swoich ale do muzeum Kargula i Pawlaka nie udało się wejść ponieważ było już za późno.
Dziś bez szaleństw do Świątynii Wang - potem trochę pamiątek i kartki z wakacji a na dobry obiadek poszliśmy do restauracji z widokiem na Hotel Gołębiewski - poszliśmy z myślą o PIZZY ale prądu nie było w lokalu i można było liczyć tylko na to co ugotowane na gazie, więc skończyło się na daniu dnia schabowym z pysznymi ziemniaczkami i marcheweczką zrobioną na słodko - naprawdę było pyszne i nie drogo, jutro planujemy tam zjeść w końcu pizze na obiad.
Nie mamy szczęścia do pizzy, w sobotę poszliśmy do pięknej włoskiej resteuracji, rozsiedliśmy się, uśmiechy od ucha do ucha bo zamówimy pizze zaglądamy do karty a tu rozczarowanie dostępne są wszelkiego rodzaju owoce morza do wyboru do koloru a pizzy ani śladu, podchodzi kelnerka i mówi: "dzień dobry, słucham państwa"
a ja na to: "możemy jeszcze chwileczkę się zastanowić?"
kelnerka: "dobrze, wrócę za chwilkę" i weszła do kuchni.
A my między sobą przy stoliku: " To co wychodzimy...? Przecież przyszliśmy na pizze a tej w karcie brak. No to wychodzimy..." Wszyscy wstają i wychodzimy. Ciekawa jestem jaką miała minę ta kelnerka jak wróciła z kuchni a nas już tam nie było. Śmialiśmy się potem całą drogę, ale jak może Włoska Restauracja nie mieć ani jednej PIZZY w menu? Po tym wszystkim wkurzyliśmy się i pojechaliśmy do smażalni ryb i tam zamówiliśmy sobie zestawy ze pstrągiem i sandaczem z masłem czosnkowym frytkami i zestawami surówek, nie pytajcie jaki był finał, obiad pyszny syty ale jaki rachunek? Nawet nie wiemy ile rybki ważyły bo rachunek zapłaciliśmy słony a paragonu niet, chyba Państwo na oko ważą i liczą wszystko.
No to tyle opowieści z naszych wojaży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło przeczytać komentarz zostawiony przez Ciebie :-)